Mogliście być polskim Warpem – jakiś czas temu, z wyrzutem w głosie powiedział ktoś Tomkowi Hoaxowi, współzałożycielowi labelu Coastline Northern Cuts. Nadmorska oficyna – nad, którą pieczę dzierżą wspólnie z Marcinem Szulcem – obchodzi w tym roku swoje piąte urodziny i polskim Warpem jednocześnie stała się i nie stała. Na szczęście! Wspomniany krytyk miał bowiem zapewne na myśli wstępny okres działalności londyńskiego wydawnictwa, kiedy ich katalog był jeszcze dosyć jednorodny i za sprawą takich postaci i projektów jak Aphex Twin, Autechre, Sqaurepusher czy Boards of Canada definiował brzmienie progresywnej brytyjskiej elektroniki schyłku zeszłego wieku. Wraz z latami charakterystyczną logówkę zelektryfikowanego świata znaleźć można było coraz częściej na płytach nowobitowych, neo-soulowych czy avant-rockowych. Dziś w przepastnym katalogu tego niezależnego giganta znajdziemy albumy Briana Eno i Flying Lotusa, Danny’ego Browna i LFO, Nightmres On Wax i Yvesa Tumora. I tu wracamy do CNC, które istniejąc blisko trzydzieści lat mniej niż Warp spectrum stylistyczne pokrywa już podobnie szerokie i do wypuszczanych przez siebie rilisów pieczę przykłada zbliżoną do tej, z której zasłynęli Steve Beckett, Rob Mitchell i Robert Gordon.

Masują mi głowę brejki i base’y; 90sy we krwi; po Cherry Coke’u mam głód i tęsknię nie tylko do etykietki – puszczając pierwsze Prodigy lałem to w japę na zgrzewki – nawija Bryndal na remiksie „Wdzięczności” zespołu Klawo, który trafił na jubileuszową kompilację Coastline Northern Cuts. A ja słuchając tego składaka – i doprawdy imponującego, 70-minutowego miksu towarzyszącego rzeczonym obchodom – zrozumiałem wreszcie dlaczego do roboty, którą wykonują włodarze CNC mam tak ogromny szacunek, a jednocześnie wydawnictw z ich katalogu mam na półce dosłownie kilka (choć mógłbym przecież mieć wszystkie i to – uwaga – darmo). My wszyscy – nie ważne czy urodziliśmy się jeszcze w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych czy nawet później ale z niemałą tęsknotą – jesteśmy dziećmi brejku. Rozumianego nieco metaforycznie jako przełom, który nastąpił w Polsce roku 1989, ale też całkiem dosłownie – jako tej powtarzalnej, perkusyjnej pętli, na której została zbudowana współczesna bitowa elektronika, rap i (nawet) aktualny, post-hiphopowy jazz. Break ten natomiast prowadził nas wszystkich w zupełnie inne rejony – podczas gdy jedni wrócili do jego funkowych korzeni, inni ewoluowali wraz z nim docierając w rejony zmutowanej klubowej dekonstrukcji, kiedy część ludzi poczęła je tworzyć na maszynach perkusyjnych i wszelkiej maści bębnach, inni pozostali wierni samplom. Break więc słychać w Coastline’owym katalogu właściwie wszędzie – od post-rave’owych Lasów, przez synkopowane Tropical Soldiers in Paradise, aż po field recordingowy SK.EIN. Hola! – pewnie powie teraz jakiś krytyk – jaki ty, kurwa, break słyszysz na afro-galeryjnych Malediwach czy neo-klasycystycznej Resinie z „Vampire: The Masquarade”?!? I tu wracamy do Warpu i Autechre, które jest projektem do cna hiphopowym – Rob Brown i Sean Booth zaczynali bowiem obaj jako b-boy’e, w swoich rzadko publikowanych setach miksują właściwie tylko odlschoolowy rap, a ja wciąż spieram się z różnej maści gatunkowymi purystami, że jak to? bzdura! Æ to prekursorzy IDM-u! A nie chodzi przecież o to co grasz, ale jak! I kto słucha…

Jubileuszowej kompilacji „CNC: 5Y” słucham tymczasem ja – dziecko brejków, basu i bloków, wychowanek soundsystemowej samoróby, dziesiątki razy przegrywanych kaset i pierwszego komiksu o Batmanie, który wyszedł w Polsce zapoznając siedmioletniego wówczas mnie z BDSMem, transgresją i… warunkując by zawsze już dobrze czuć się w mroku. Wspomniane tu powtarzalne, perkusyjne pętle prowadzą mnie częściej w przyszłość nie przeszłość, a to na czym one powstają nie ma dla mnie właściwie żadnego znaczenia, bo ważne jest tylko to, co wychodzi z głośnika. Spośród tych piętnastu urodzinowych rekonstrukcji i unrilisów najczęściej mój wzmacniacz zasila tymczasem ciemny i mantryczny roller od 1988, głęboki, motoryczny dub od Yaca i nieśpieszna, przestrzenna wizja Jacaszka. Edit EXPO2000 i remix Krime’a łechcą moje – nieczułe zazwyczaj – nostalgiczne struny, Daniel Szlajnda w swojej wersji Pin Parku uświadamia mi wreszcie o co mu chodzi z tą modularną woltą na jego drodze twórczej, a SK.EIN sprawia, że moje wspomnienia z odsłuchów Resiny zyskują nagle swój zapis audio. Poza wymienionymi ksywami pojawia się tu jeszcze wielu reprezentantów i reprezentantek równie licznej jak barwnej ekipy CNC – a także satelitów – Gaijin Blues, Dalekie i wh0wh0, Artificialice, Malediwy i Tropicalsi, Klawo, Lasy i OGK 909, Gosha Savage, Kiki Hitomi i Michał Wolski, ufff. Konstelacja ludzi, na których połączenie nigdy bym nie wpadł, a jednocześnie – kiedy słucham jubileuszowego, coastline’owego miksu – świetnie ją rozumiem. Odkąd -naście lat temu po raz pierwszy widziałem Tomka Hoaxa za gramofonami, mogłem się przecież spodziewać, że jak zacznie on kiedyś wydawać muzykę, to będzie ona właśnie taka – skrajnie eklektyczna acz w dziwny sposób spójna, cała emocjami tętniąca a jednocześnie bardzo precyzyjnie zmiksowana, przeszła i przyszła, organiczna i sztuczna, brejkiem zasilana, basem napędzana i… wartka jak strumień czystej substancji wlewanej w gardła na urodzinach Coastline Northern Cuts (które już w ten weekend w gdyńskim Konsulacie Kultury i Desdemonie https://www.facebook.com/events/1522098661925480?ref=newsfeed). Sto lat więc, Panowie i Panie!