Taśma (nie dla wszystkich) relaksacyjna

Częstotliwość 432 Hz jest pierwotna i naturalna, stąd też nazywa się ją również częstotliwością kosmiczną. Jest dźwiękiem uzdrawiającym – piszą na swoich kanałach komunikacyjnych zwolennicy teorii mówiącej o tym, że rodzina Rockefellerów – wspólnie z innymi iluminatami czy też reptilianami – przestroiła nam w połowie XX wieku świat nasz wówczas jeszcze harmonijny i z człowiekiem współbrzmiący na diabelskie 440 Hz – częstotliwość, która jest czymś obcym i nienaturalnym (…); brzmi agresywnie i kłuje w uszy. Jednak jej negatywne oddziaływanie znacząco wykracza poza mniejszą przyjemność ze słuchania. Jak szkodzi nam częstotliwość 440 Hz? Wprowadza w stan stresu, stanowi rodzaj presji i nacisku, powoduje nerwowość, agresywność, napięcie i rozdrażnienie. Zwiększa skłonność do depresji, psychoz i chorób somatycznych. Zaburza częstotliwości wody komórkowej, przez co osłabia organizm. Istnieje przekonanie, że może nawet uszkadzać DNA, które również rezonuje pod wpływem dźwięku. I choć naukowych dowodów potwierdzających tę teorię nie ma doprawdy żadnych, a standardy strojenia instrumentów od czasów Pitagorasa (który ustalił rzeczone 432 Hz), zmieniały się po wielokroć, by w końcu w 1953 roku zatrzymać się na rzeczonych, diabelskich 440 Hz, to faktem jest, że pochodzący sprzed II Wojny Światowej klarnet altowy Wacława Zimpla nastrojony jest na… 432 Hz.

To właśnie na nim zamieszkały w Warszawie kompozytor i improwizator zarejestrował frazy, które stały się punktem wyjścia do jego najnowszego wydawnictwa i też względem tej właśnie częstotliwości holenderski inżynier dźwięku i nauczyciel Hans Kulk nastroił aparaturę wypełniającą obsługiwane przez niego Willem Twee Studio. O nagranej przez nich kooperacyjnej taśmie lubię tymczasem myśleć jak o czymś zupełnie wyjętym spod jurysdykcji miejsca i czasu. Rzeczoną fantazję prowokuje we mnie na wskroś filmowy, retro-futurystyczny wygląd wspomnianego studia

i sama materia dźwiękowa wypełniająca dwie strony tej niewielkiej, żółto-różowo-fioletowej kasety magnetofonowej. Kasety, której pierwsza strona rozbrzmiewa tytułowym, nieustannie pulsującym, burdonowym oddechem Brahmy, a druga – równie naturalnym jak obcym, twórczo-przyrodniczym nagraniem południowo-azjatyckich, olśniewających świerszczy. Kasety, którą wyobrażam sobie, że znalazłem na którymś lokalnym targu staroci – leżała sobie opuszczona na malutkim rzeźbionym stoliczku z którego dziwnie wyglądający, natchniony miejski szaman prowadził dystrybucję własnoręcznie robionych kadzidełek, świec i dywaników. Najlepiej jej słuchać z zamkniętymi oczami, przy zgaszonym świetle – powiedział mi tylko na odchodnym po tym jak nie przyjął za nią żadnych babilońskich pieniędzy.

I choć taśma ta – tak naprawdę – została zarejestrowana stosunkowo niedawno w dwóch konkretnych przestrzeniach: Willem Twee Studio i S2 Polskiego Radia, to… nie ma to większego znaczenia. Słuchając „Breath of Brahma & Sri Crickets” prędko bowiem zapominam o tym, że Kulk i Zimpel wymieniali się ścieżkami najpierw na żywo, a później też później w pracy post-produkcyjnej. Gdy silniczek magnetofonu zaczyna nakręcać taśmę na wałki, mój mózg w moment przestaje pracować i nie zastanawiam się już dłużej nad tym, że słychać w tym jednocześnie indyjskie poszukiwania muzyczne polskiego klarnecisty i techniczną precyzję holenderskiego inżyniera, wypracowywane wspólnie z Jamesem Holdenem, nowoczesne metody procesowania ścieżek i liczące już kilka dekad, studyjne sposoby obróbki dźwięku, stworzony własnym sumptem automat do losowej gry na fortepianie i pozbawione klawiatury, stare generatory. Wszystko to istnieje już tylko w mojej podświadomości, bo słucham właśnie tej kasety z zamkniętymi oczami, przy zgaszonym świetle. Wtedy jest najbardziej pierwotna i naturalna czy wręcz kosmiczna, jej dźwięk jest doprawdy uzdrawiający. A to jaki wpływ ma na to kwestia częstotliwości względem której nastrojony był klarnet Zimpla i ta enigmatyczna ściana na której pracuje Kulk… pozostawię tu bez odpowiedzi. Bo choć kusi mnie trochę, żeby żółtymi napisami zinterpretować tę kwestię na korzyść owych wspomnianych już tu, dźwiękowych spiskowców, to chyba zbyt wiele bym wówczas odebrał twórcom tej taśmy; zbagatelizował ich czujność i wrażliwość, wyczucie czasu, faktury i piękna.

 

https://waclawzimpel.bandcamp.com/