W samym środku Polski leży miasto Łódź. Nazywają je ziemią obiecaną, polskim Detroit czy po prostu… Łódź, kurwa. Miasto to ma długie tradycje dźwiękowego wolnomyślicielstwa – to tu zespoły punkowe miały dwa klawisze w składzie, industrialowcy grali techno w starych bunkrach, a futuryzm z hasłem no future po wielokroć zderzał się na deskach opuszczonych fabryk i w suterenach niszczejących kamienic. Kosmopolitania ma tu swoją krajową ambasadę, muzyka elektroniczna jedyną rodzimą paradę, a wszelkie połamane rytmy były zawsze przez lokalnych rejwerów cenione na równi z miarowym cztery na cztery. Dubowym reverbem rozbrzmiewają okoliczne kominy, wiatr wyje w kruszejących cegłach jak alarm bombowy, a szklisty ton syntezatora zdaje się wprost idealnie pasować do stalowej barwy tutejszego nieba. I… dłuższą chwilę już żaden album nie oddawał ducha tego miasta tak celnie jak „Wehikuł” Justyny Banaszczyk ukrywającej się pod aliasem FOQL. Ta swego czasu związana ze środowiskiem warszawskiej Eufemii, kompozytorka i producentka ledwie kilka lat temu wróciła bowiem do swojej małej ojczyzny i choć wspomniany album widzi bardziej w kategoriach nośnika własnych emocji niż otoczenia, to jedno z drugim splata się zwykle w sposób niemożliwy do jednoznacznego rozdzielenia. Złowrogie śmiechy słyszalne w „Twoim mózgu” nie wiadomo przecież czy wydaje z siebie wewnętrzny krytyk artystki czy może mieszkańcy pobliskiej bramy, tempo tytułowego „Wehikułu” nie mam pojęcia czy narzuca mózg Banaszczyk czy samo po wielokroć opresyjne miasto w którym żyje, co rusz rozbrzmiewające na tym krążku wrzaski syren tracą natomiast swój paranoiczny wydźwięk ilekroć przypomnimy sobie o wojnie, pandemii i stanie naszej planety zbolałej i pokaleczonej. Niewiele jest przecież miejsc, które równie dobitnie obrazują przyszłość do której prowadzi monopolizacja kapitału i outsourcing produkcji jak właśnie Łódź. Miasto, które wraz z upadkiem przemysłu włókienniczego samo poniekąd wręcz padło, a jednak się nie poddało, podźwignęło się i wciąż walczy wymyślając się po wielokroć na nowo; zawsze właściwie oddolnie i DIY’owo, nie za sprawą jego zarządców czy innych politykierów. I choć bywa w nim często ciemno, niepokojąco czy wręcz niebezpiecznie, to z tarapatów zwykle wychodzi się cało, a pewność siebie zyskuje z każdym kolejnym doświadczeniem (granicznym). To beznadzieja wyzwala zwykle ludzką sprawczość, agresja bywa jednym z wentyli dla wrażliwości i szczerości, a do podwyższonego napięcia… da się wszakże przywyknąć czego dosyć bolesne lekcje otrzymaliśmy w ostatnich kilku latach. „Wehikuł” FOQL nie przenosi nas bowiem do żadnych wyimaginowanych światów czy wyobrażonych czasów, sprawia, że jeszcze intensywniej i dotkliwiej odczuwamy tu i teraz – Łódź, Polskę, Ziemię – miejsca targane dziesiątkami konfliktów i kryzysów, a jednocześnie jedyne miejsca nam dostępne i w swoim opłakanym stanie wciąż jakże piękne i bogate.