Honey Dijon to od lat zdecydowanie jedna z najciekawszych postaci na scenie współczesnej muzyki house. Jej droga na szczyt była naprawdę trudna – ze względu na kolor skóry i transpłciowość. Jednak z każdym rokiem – w wyniku samozaparcia i wkładanej w swój muzyczny rozwój pracy – artystka pięła się coraz wyżej. Jeszcze niedawno współprodukowała album „Renaissance” Beyonce, na którym przemyciła rasowe dźwięki house i garage oraz elementy queerowej kultury.

Była też twarzą linii modowej „Honey Fucking Dijon”, stworzyła ścieżkę dźwiękową do pokazów mody podkreślając: „Dla mnie chodzi po prostu o twórczą energię”. A dziś zapowiada premierę nadchodzącego albumu „Black Girl Magic”.

„Słowo jest artyst(k)ą” mówi Honey wspominając nadchodzącą płytę. Na jej albumie znajdzie się 14 utworów pełnych energii, czerpiących z przeszłości i teraźniejszości europejskiej i amerykańskiej house music, ale sięgających też do korzeni disco. Jako kolorowa kobieta trans, DJ-ka chciała zawrzeć na tym albumie jak najwięcej szczerości, buntu i prawdziwości.  Wg Honey, na płycie znajdziecie „piosenki o miłości, życiu, oporze, walce z opresją.” Ale płyta jest oparta o euforyczne, wesołe brzmienia – bo na tym polega swoista sztuczka muzyki klubowej.

Czekając na ten longplay, przypomnę cytat z instagrama  Honey Dijon sprzed kilku miesięcy – jest świetną dedykacją dla początkujących DJ-ów.

Początki. Tak – didżejowałam w szpilkach (całymi godzinami) i nosiłam dwie torby z winylami (w czasach, gdy owe torby nie miały kółek)! Zdarzało się, że sypiałam na kanapach, jeździłam autobusami i transportem publicznym (byłam zbyt spłukana, by stać mnie było na taksówki). Grałam mnóstwo setów za niewielkie pieniądze (kilka razy zostałam też oszukana) i robiłam wszystko, co możliwe, aby spełnić swoje marzenie o byciu w stanie po prostu grać i z tego wyżyć (tak, nie ma wstydu w chęci bycia opłacanym za swoje rzemiosło). To było przed mediami społecznościowymi i była to prawdziwa harówka. Nie było to łatwe, szczególnie dla kogoś takiego jak ja (transpłciowa, czarna, kobieta) – gdy świat klubowy był swego rodzaju „klubem dla chłopców”, ale ja kochałam muzykę tak bardzo i wierzyłam w siebie, że wiedziałam, że mogę to zrobić, jeśli tylko dam sobie szansę. To zdjęcie przypomina mi o ciężkiej pracy, wytrwałości, ewolucji, głodzie i dążeniu do celu. Jak zawsze mawiała moja mama: „Może widzisz tylko moją chwałę, ale nie znasz mojej historii!”.