Duet Glassz & Guiltee realizuje w klubie Transformator cykl imprez Drumformator, na których dominują takie gatunki jak jungle, UK hardcore czy drum’n’bass, i który ściąga do stolicy Dolnego Śląska wielu entuzjastów mocnych brzmień oraz połamanych rytmów. I to właśnie Drumformatorowi oraz współczesnej polskiej scenie basowej poświęciliśmy sporą część naszego wywiadu z oboma promotorami. Swoje trzy grosze do rozmowy dorzucił także DJ i pracownik Transformatora – Wix Collina. Ósma odsłona cyklu już jutro, w piątek 14 lipca.

Zacznijmy od początku. Jak narodził się Drumformator?

Glassz: Jeszcze przed pandemią Drumformator powstał jako cykl basowych imprez w Transformatorze i nie miał z nami nic wspólnego. W takiej formule zdążyła odbyć się zaledwie jedna edycja. Grałem nawet wtedy na niej. Później, kiedy covid dał za wygraną, kolejny booker TFR zaproponował naszej dwójce przejęcie tego cyklu w roli kuratorów. To był czas, kiedy w klubie zastanawiano się, co nowego można wprowadzić do programu, tak żeby odświeżyć trochę muzycznie Transformator i poszerzyć horyzonty tego, co jest w nim prezentowane. 

Wykluczono wtedy taki scenariusz, że mielibyśmy robić Drumformator pod naszą własną marką jako promotorzy, tylko jako cykl należący niejako do klubu, który istniałby dalej, jeśli w jakiejś nieokreślonej przyszłości ja i Guiltee mielibyśmy się z nim rozstać. Transformator znalazłby wówczas innych kuratorów i Drumformator nadal by się odbywał. Szczęśliwie jednak tak się złożyło, że już zrobiliśmy siedem edycji, które odbywają się mniej więcej co trzy miesiące, a kolejne są już w drodze.

Guiltee: Trzeba powiedzieć, że ten okres, w którym startowaliśmy z Drumformatorem, to był jakiś moment stagnacji we Wrocławiu, jeśli chodzi o muzę basową. Dlatego też poczuliśmy, że możemy pozwolić sobie na dużo, żeby rozruszać środowisko. Podeszliśmy więc do tematu bardzo indywidualnie i zarazem sentymentalnie. Sięgnęliśmy do korzeni, czyli postawiliśmy na UK hardcore, jungle itp. Drum’n’bass oczywiście także był obecny w naszych planach. Skupiliśmy się na wrocławskiej scenie i podkreślaliśmy artystów, producentów, którzy funkcjonowali we Wrocławiu lata temu. Zapraszaliśmy ich na nasze imprezy, ale też ten sentyment opierał się na tym, że uczestniczyliśmy trochę w zmierzchu ich działalności, kiedy we Wrocławiu była fajna, bardzo mocna basowa scena i też trochę chcieliśmy nawiązać do tych najlepszych czasów. Wyciągnąć trochę sentymentów względem cenionych przez nas wrocławskich ekip i poszczególnych osób, którzy zapisali się w basowej historii Wrocławia.

Myślę, że ta idea sporo dała Transformatorowi. Jednocześnie patrzymy w przód na wszelakie nowe osoby DJ-skie, czy na inne gatunki. Ostatnio np. zaprosiliśmy Tima Reapera, który jest właścicielem labelu Future Retro. I nazwa tej wytwórni idealnie oddaje, co dzieje się w dzisiejszej muzie basowej, co sami lubimy, i co chcemy proponować ludziom na imprezach.

Co wyróżnia Drumformator na tle innych tego typu imprez?

Transformator: Od razu jest widoczna wizja, idea, która przyświeca inicjatywie. Jako klub zdobyliśmy odwagę by iść w połamane tematy i teraz gościmy u siebie również duże gwiazdy DNB. Pokazaliśmy miejsce publiczności. Chłopaki dają nam ideologiczny background. Pokazują trendy, wskazują drogę i kierunek, w którym możemy iść. Drum’n’bass, jungle i “połamana scena” to dla nas przede wszystkim też ogromna inspiracja. Z przyjemnością się ogląda rozwój Drumformatora od względnie niedużych eventów po imprezy z zagranicznymi headlinerami, tak jak choćby wspomniany wcześniej Reaper. 

Czy brzmienia basowe cieszą się w Polsce popularnością? Jak to wygląda na tle innych krajów?

Guiltee: Osobiście bardzo optymistycznie patrzę na aktualną scenę basową w naszym kraju. Myślę, że nie możemy za bardzo porównywać się z tym, co się dzieje w UK, bo to jest tak jakby kolebka tego brzmienia. Musimy zdecydowanie patrzeć na samych siebie i na tym się skupić. Wydaje mi się, że przez ostatnie lata dużo było narzekania na aktualną scenę basową w Polsce. Następowało to z różnych względów. Raz, że rzeczywiście “4×4” zabrało ogół sceny, a gdy pojawiał się drum’n’bass, to był to drum’n’bass komercyjny, często radiowy, piosenkowy. No i stąd powstał chyba taki trochę konflikt wewnętrzny. Też niekoniecznie polska scena basowa wspierała się nawzajem w swoich działaniach. Każdy gdzieś tam rzeźbił sobie i miał swój własny drum’n’bass. I wydaje mi się, że takiej wspólnoty brakowało.

W perspektywie ostatnich miesięcy, może roku, może dwóch, zaczęło to jednak wyglądać inaczej pod względem brzmienia. Nagle zaczyna zapraszać się na imprezy artystów, którzy są blisko sceny, powiedzmy lat 90-tych, tego drum’n’bassu nieco innego, korzennego. Tak dzieje się we Wrocławiu i wielu innych polskich miastach – trzeba pamiętać, że każde miasto ma swoją własną scenę i specyfikę. Może jest to moment przełomowy i myślę, że fajnie będzie śledzić to zjawisko w najbliższych miesiącach i latach.

Glassz: W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że w sumie nie czujemy się aż tak doświadczonymi promotorami na tej scenie. Porównując się do starszych kolegów, którzy są naszymi inspiracjami, jak chociażby chłopaki z Subweny, z którymi poznaliśmy się z 7, 8 lat temu w Radiu LUZ, i którzy są dla nas do dzisiaj wyznacznikiem.

Wiesz, zajmując się muzyką basową, obaj żyjemy trochę w bańce i ten revival basowej sceny wyznajemy od samego początku. Natomiast jest też tak, że dostaję sygnały z zewnątrz, np. od ludzi bardziej związanych z techno, że zaczynają się interesować muzyką połamaną, basową, jakkolwiek się ku niej zwracają. Mówią, że jeszcze niedawno nie mogli tego słuchać, a teraz jest to dla nich naprawdę interesujące. 

Guiltee: Podobnie jest z breakbeatem, który wdziera się w różne inne gatunki muzyki elektronicznej i można go coraz częściej usłyszeć na różnych imprezach, niekoniecznie stricte basowych. Szeroko pojęty breakbeat jest aktualnie ściśle obecny na scenie techno.

Pamiętam, że w okolicach roku 2000 drum’n’bass był chyba w pewnym kryzysie?

Guiltee: Tamten czas był tragedią dla sceny najtisowej. Niezbyt fajnym momentem dla muzyki basowej był także rok 2010, kiedy dubstep został trochę wycięty przez brostep, czyli taki amerykański przerysowany dubstep czy drum’n’bass, który stał się taką karykaturą samego siebie. To taka trochę sinusoida, powtarzalny cykl. Jak to w przypadku wielu gatunków muzycznych. Od niszy, przez najlepsze momenty gatunku, aż po stagnację czy komercjalizację. Dla różnych pokoleń mogą te punkty oczywiście stanowić coś innego. Jest to dosyć osobiste.

Glassz: Z drugiej strony w tzw. podziemiu, szczególnie na Wyspach nigdy nie brakowało świeżości i autentyczności. Tamtejsza scena zawsze była, jest i pewnie będzie bardzo mocna. Tak się stało, że bas jakoś nigdy nie zjadał własnego ogona.

Wróćmy na chwilę na własne podwórko. Gdybym chciał poznać polski drum’n’bass od najlepszej strony, to których producentów i producentki polecilibyście mi przesłuchać? 

Guiltee: Na pewno Satl, czyli Adrian Rybka. który mieszka w Gdańsku i właściwie bardziej niż w Polsce znany jest za granicą. I taki stan rzeczy utrzymuje się w zasadzie od wielu lat. W UK właściwie regularnie gra on w wielkich ośrodkach, na wielkich imprezach basowych. Jednocześnie wciąż mam wrażenie, że w Polsce jego osoba owiana jest jakąś dziwną tajemnicą. 

Glassz: Na pewno trzeba też wspomnieć o takiej personie jak Piotr Häuser, ukrywający się pod pseudonimem Alegria. Piotrek od wielu lat działa jako DJ i promotor i słynie z tego, że jest wręcz znanym na skalę światową basowym nerdem. Ceni sobie pozostawanie w bliskich kontaktach z przedstawicielami tej sceny z różnych stron świata, często ma do czynienia z największymi graczami. Co ciekawe, coraz śmielej produkuje i dzieli się z odbiorcami tymi produkcjami. Teraz szykuje się do wydania EPki, która ukaże się nakładem brytyjskiego labelu Artikal. Poza tym warto na pewno wspomnieć jeszcze o Radicallu, którego bookowaliśmy już na Drumformatorze.

Guiltee: Radicall to legenda Łodzi. Kiedyś był stricte drum’n’bassowy, teraz powrócił niejako do swoich korzeni i wydał kilka EPek w UK hardcorowych, dużych labelach. Na tym samym gruncie mamy też Smolnego, który żongluje breakbeatem, UKG, hardcorem i jungle w swoim labelu Bourassa Records, ponadto efektywnie wyodrębniając ducha brytyjskiego soundu wczesnych lat 90.  Warty podkreślenia jest również nasz katowicki jungle sheriff RIFFZ. Mam wrażenie, że stoi trochę w cieniu. Niekoniecznie się afiszuje, a od lat jest ostoją wielu jakościowych jungle labelów i idealnie wpisuje się w revival gatunku. 

Glassz: Jeśli chodzi o jungle i współczesną muzę basową w szerszym ujęciu, choćby utrzymaną w wolniejszych tempach – też dzieje się dużo dobrego. Wspominam na przykład swoje pierwsze wyjazdy na Unsound Festival, które miały miejsce 5, 6 lat temu, gdzie trochę zetknąłem się z futurystyczną muzyką basową, która dzisiaj kontynuowana jest na bardzo wysokim poziomie. Chociażby nasz kolega z kolektywu SPLOT dadan karambolo, który robi niesamowite rzeczy i mogę zdradzić, że właśnie szykuje wydanie winylowej EPki w fajnym, zagranicznym labelu. Bardzo mu kibicujemy! Dadan to przykład gościa, który swoją muzyczną zajawkę przekuwa na długie godziny spędzane przy Abletonie i produkowanie kolejnych super numerów bardzo trudnych do zaszufladkowania. Warto też przyjrzeć się temu, co robi warszawski kolektyw Narocz i Faron czy Some Guest, którego także bookowaliśmy. 

Transformator: Chcielibyśmy jeszcze wspomnieć o Mezerze, który związany jest z Trójmiastem i Crackhousem. To jest producent, który zyskuje coraz większość rozpoznawalność za granicą i ma już naprawdę sporo odsłuchów na SoundCloudzie. Miał okazję występować w Transformatorze.

Ja poznałem artystów, o których wspomnieliście dzięki audycji w Radiu LUZ, którą prowadzi Glassz. 

Guiltee: To też jest warte podkreślenia, bo Radio LUZ to mekka sceny wrocławskiej. Tam się zresztą z Glasszem poznaliśmy. Tam zaczęły się też pierwsze przecięcia ludzi o podobnych zainteresowaniach muzycznych, którzy cały czas przy każdym spotkaniu i audycji inspirowali siebie nawzajem. Radio LUZ to przestrzeń, w której mniej lub bardziej, ale większość wrocławskiej sceny, w pewnym momencie uczestniczyła. Bez zastanowienia można ją nazwać lokalną mekką osób zaangażowanych.

Najlepsza impreza jaką do tej pory zrobiliście, i z której jesteście najbardziej dumni, to…

Glassz: No zdecydowanie jest to ostatnia edycja Drumformatora, czyli ta z numerkiem 7. Wiesz, nasza współpraca z Transformatorem jest dość bliska. Nie działa to na takiej zasadzie, że dostajemy ten klub za jakąś kwotę odstępnego i robimy tutaj co chcemy. Ta współpraca jest ścisła w pełnym tego słowa znaczeniu. Jesteśmy zdani na klub w kwestii tego, na ile sobie będziemy mogli pozwolić budżetowo przy kolejnych edycjach. Taka jest, powiedzmy, obietnica tego, że my robiąc coś bardzo niszowego, jesteśmy w stanie ten klub zapełnić do jakiegoś poziomu i mamy na to zielone światło. Cholernie cieszy nas fakt, że możemy zaprogramować dwie sceny i zaprosić tak wielu DJów i DJek na jedną imprezę.

To daje poczucie możliwości stworzenia takiego “experience” dla klubowiczów, jakie nam się marzyło przy danej okazji. Ale też możliwość, żeby zaprosić Tima Reapera, czyli w zasadzie naszego ulubionego junglowego producenta, jest po prostu niesamowita. Nasze imprezy odbywają się w warunkach warehouse’owych… true warehouse’owych, biorąc pod uwagę choćby akustykę sceny BOWL, świetne nagłośnienie i światła. Na pewno warto do nas wpaść i przekonać się na własnej skórze, jaką energię w takich okolicznościach niesie basowa muzyka.

Wymarzony booking na Drumformatora?

Guiltee: Bacznie przyglądamy się scenie modern jungle i myślę, że będziemy ściągać artystów z tych rejonów. Ja mam przetarcie, bo 4 lata temu – w jednorazowym projekcie Feel The Free Chaos – zaprosiliśmy do Wrocławia jednego z najbardziej nośnych modern jungle zawodników, czyli Coco Bryce’a i on z pewnością będzie naszym ponownym celem.

Glassz: Poszlak można szukać chociażby na zeszłorocznym festiwalu Outlook. Pojechaliśmy tam z nastawieniem, że zmierzamy do miejsca, które jest epicentrum tego, co ta scena ma do zaoferowania. I nie zawiedliśmy się. Wiesz, to taka “typowa” sytuacja, że Brytyjczycy organizują festiwal w Chorwacji. Jest ciepło, słonecznie i można przy okazji zażyć proper wakacji. Tam jest tak, że w zasadzie każda scena jest pod kuratelą różnych legendarnych labeli typu Metalheadz, Swamp Records czy Sofa Sound, Bristol. Przywieźliśmy ze sobą mnóstwo inspiracji, chociażby to, że prawie żaden set nie odbył się bez MC, co w Polsce jest niespotykane nawet na basowych imprezach. Można powiedzieć, że tam jest ta kultura mocno pielęgnowana i na pewno zobaczyłem tam co najmniej dziesięciu artystów, których chciałbym ściągnąć kiedyś na Drumformator.

No właśnie, domem Drumformatora jest wrocławski klub Transformator. Czy cykl ten ma szansę zagościć również w innych miastach i miejscówkach?

Transformator: Związek Drumformatora z naszym klubem jest już wpisany w nazwę samego cyklu. Próbowaliśmy jeszcze odpalać cykle z innymi gatunkami i nawiązującymi nazwami, jednak to Drumfo przyjął się najlepiej. Wracając do pytania – z pewnością bylibyśmy zazdrośni, gdyby cykl “wyjechałby” sobie do innego miasta i miejsca (śmiech). Z drugiej strony trzeba pamiętać, że byłoby to też zapewne duże wsparcie w promocji klubu w innych miastach, więc nie mówimy na pewno takiej inicjatywie stanowcze nie. 

Guiltee: Estetycznie z pewnością jesteśmy blisko Poznania, który posiada niesamowicie mocną sceną basową, aktualnie potencjalnie najmocniejszą w Polsce. I tutaj nie należy się z tym kłócić, bo tak po prostu jest. Zbudowali to sobie i to jest bardzo, bardzo mocna scena. Jednak nie chcemy powtarzać tego, co oni robią, próbujemy wychodzić poza to. Raczej kombinujemy tak, żeby to poznańska publiczność przyjechała do nas. Czy bookingi, które realizujemy w Tranformatorze, sprawdziły by się gdzieś indziej? Na pewno nie wszędzie. 

Glassz: Tak sobie teraz myślę, jak właśnie ci poznańscy promotorzy fantastycznie zbudowali zaufanie sceny, jak zaangażowali uczestników. To naprawdę kawał dobrej roboty. Nauczyli ludzi tego, że “bez was nie ma nas”. To samo tyczy się faktu, że bez zaufania klubu do promotora  nie ma dobrej współpracy.

W zeszłym roku zgarnęliście nagrodę Munoludów w kategorii „Najlepszej imprezy basowej roku”. Czy tego typu nagrody i wyróżnienia mają dla was znaczenie, motywują do dalszej pracy, czy raczej nie przejmujecie się nimi.

Glassz: No trzeba przyznać, że było to zaskakujące pod kątem tego, jak próba zrobienia czegoś niszowego może zostać doceniona przez znane i komercyjne medium oraz jego odbiorców. To było dla nas z pewnością duże wyróżnienie i zarazem duże zaskoczenie, bo nagroda dotyczyła pierwszej edycji Drumformatora, w którą włożyliśmy sporo serducha, i która decydowała o tym, czy my w ogóle to dalej będziemy robić. Wynajmowaliśmy wtedy dodatkowe nagłośnienie, na scenie OSTRO stanęły cztery paczki 21 calowych subów a nasz zaprzyjaźniony inżynier biegał z nimi po całej tej sali, żeby sprawdzić, gdzie to da największą moc i precyzję. Pamiętam, jak później w trakcie imprezy testowaliśmy swoje ulubione tracki wyskakując zza decków przed te suby i dawało nam to niesamowitą frajdę. Wiedzieliśmy, że jest to jakość, którą chcieliśmy zaprezentować publice.

Guiltee: Trzeba przyznać, że nie była to łatwa edycja, ale super ją wspominam. Jednocześnie myślę sobie, że tego Munoluda dostaliśmy bardziej za pewien sentyment i ideowość, która nam przyświecała (śmiech).

Glassz: W tym miejscu muszę zaznaczyć, że to właśnie Kamil stoi za naszą ideowością. Jest takim chodzącym junglistą idealistą. Ja z kolei dobrze czuję się w “łączeniu punktów”, co można pewnie nazwać networkingiem. Odnajduję się w kontaktach z ludźmi z branży, budowania line-upów, bookowaniu DJów, ale też całej logistyce wokół organizacji imprez.

W jaki sposób inflacja uderza w was jako organizatorów? Musieliście podnieść ceny biletów albo przyoszczędzić na czymś? 

Wix Collina z klubu Transformator: Przyznam, że jako DJ nie odczułem tej inflacji jakoś poważnie. Jak grasz regularnie, jesteś na jakimś levelu, to po prostu podnosisz sobie stawkę o stówkę, o 150, 200, 300 zł. W przypadku promotora temat jest nieco szerszy i zdecydowanie trudniejszy. Wystarczy wymienić choćby kwestię przelicznika euro na złotówkę.

Glassz: Dla promotorów sytuacja z pewnością się pogorszyła. Jak już się zaczyna robić zagranicznych asów pokroju Tima Reapera i wchodzi się we współpracę z agencją bookingową, z którą negocjacje mogą być ciężkie, to często można odbić się od ściany finansowej. Inflacja wpływa na całą scenę klubową, na frekwencję w klubach. Koszta poniesione przez kluby za sprawą chociażby rachunków wymuszają podniesienie cen wejściówek. To jest jedna rzecz, a druga, to czy tych klubowiczów stać na imprezę co weekend? Czy nie są bardziej selektywni w swoich wyborach na jakie imprezy się wybiorą? Ile na takiej imprezie trzeba zostawić pieniędzy, żeby się jakoś swobodnie bawić i pójść do baru? A może lepiej dolewać wody z kranu do butelki przez całą noc? 

We znaki daje się też promocja za pośrednictwem social mediów, która jest momentami niewdzięczna, bo trzeba walczyć z algorytmami. Czasem trzeba szukać coraz bardziej desperackich sposobów, żeby dotrzeć do ludzi – żeby dowiedzieli się, że dany event w ogóle się odbywa. Wydaje mi się, że póki co wychodzimy z inflacyjnej sytuacji obronną ręką. Jak na razie impreza regularnie się odbywa i to jest super. Atmosfera, która panuje na Drumformatorze jest rewelacyjna. Ludzie przychodzą w odpowiedniej ilości. Więc tak. inflacja nie jest spoko, ale jakoś dajemy radę.

 

Najbliższa edycja Drumformatora odbędzie się 14 lipca

https://www.facebook.com/events/648472490480846?locale=ms_MY

 

Guiltee – współzałożyciel lokalnego movementu massif, jedna z trzech nici promotorskiego cyklu oraz labelu SPLOT, co-curator cyklu DRUMFORMATOR w klubie Transformator oraz współautor audycji Night Bus w Radiu LUZ, w której promuje najświeższe brzmienia sygnowane terminem UK underground dance music. 

Glassz – DJ i promotor skupiający działania na wprowadzaniu świeżości na lokalną scenę klubową. Współtwórca labelu oraz serii wydarzeń spod szyldu SPLOT. Kurator basowego cyklu DRUMFORMATOR w Transformatorze. Współtwórca programu Up To Date Festival 2023. Od 6 lat prowadzi na antenie wrocławskiego Radia LUZ w audycję Burn The Roots.