Scena muzyki elektronicznej w Polsce tętni życiem jak nigdy wcześniej! Kluby i festiwale pełne są ludzi spragnionych dobrej muzyki i niezapomnianych wrażeń. Za konsolą stoją ci, którzy tworzą magię -DJ-e i producenci, którzy sprawiają, że każda noc staje się wyjątkowa. Postanowiliśmy przeprowadzić serię wywiadów z najlepszymi z nich, żebyście mogli bliżej poznać ich świat i dowiedzieć się, co kryje się za ich sukcesem.
Dziś pogadamy z kEczuPem!
1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
Grzebanie w pamięci za odpowiedzią na to pytanie przywołało wiele wspomnień. Potańcówki moich rodziców, na których pałętałem się pod nogami dorosłych w rytm “Dolce Vita” Ryana Parisa. Fatboy Slim otrzymany od zioma na kasecie na początku podstawówki. Mały lokalny klubik Chateau Rouge, gdzie na wagarach pierwszy raz mogłem wybierać, co leci z głośników (Artful Dodger), katowanie szafy grającej w lokalnym barze (Timo Maas), czy już sporo większe Colosseum, gdzie czasem leciały moje CD (Daft Punk).
Od gnoja miałem zajawę na kolekcjonowanie muzy i układanie z nich playlist w Winampie. Poza spiraconymi MP3 wpadały kasety – jak pierwszy kupiony za własne siano Michael Jackson, jakaś Metallica, obskurny Atak Spawacza, czy wspomniany Fatboy.
Ważną przygodą była wycieczka do USA w 2008 roku i śmiesznie tani kryzysowy dolar, dzięki któremu kupiłem za bezcen pierwszy CDJ, gramofon i mikser a potem rosnąca kolekcja winyli. Muzyczną wiedzę i inspiracje czerpałem wtedy w dużej mierze ze zrzeszającego dejotów forum Diggin.pl.
Końcówka lat ’00 to pierwsze gigi w rodzinnym Kłobucku, choć nie nazwałbym siebie wtedy DJ’em, ani tego co robiłem miksowaniem. Między-gatunkowy set ułożony z topki tanecznych bangerów puszczałem z serato w zasadzie bez przejść. Wraz z trójką przyjaciół – Kfjatek (obecnie boss w krakowskim Revolume, wtedy Rootsbwoyselecta), Zrywa (obecnie BSVN z Trap Door) i Raku (obecnie Alchemy of Self) organizowaliśmy, zwykle z okazji świąt, imprezy w lokalnych barach, a ja poznawałem pierwszy raz, jak wiele radości daje mi dzielenie się muzą z tłumem.
2. Co skłoniło Cię do zostania DJ’em?
To był proces, którego ostatni etap toczył się już w zasadzie siłą własnego rozpędu.
Nigdy nie myślałem na poważnie, że “zostanę DJ’em”. Z jednej strony byłem świadom, jak wyświechtana jest to aspiracja, z drugiej strony miałem duży szacunek do “prawdziwych” DJ’ów. Nie chciałem sam narazić się na śmieszność, którą budził w moich oczach co drugi znajomy stający się DJ’em niemal z dnia na dzień. Wydaje mi się, że unikałem werbalizowania w głowie tego celu, choć z perspektywy trudno nie przyznać, że krok po kroku konsekwentnie się do niego zbliżałem.
Kluczowym momentem było ”wpadnięcie” w scenę klubową. W 2012 roku mieszkając w Berlinie nie byłem fanem techno. House – jasne, ale techno było dla mnie zbyt surowe, bezduszne, by nie powiedzieć tępe.
Pewnego dnia odwiedzIli mnie znajomi z Polski, by pójść razem na koncert Kendricka Lamara. Po gigu chcieli zajrzeć do sławnego Berghain. Byłem totalnie przeciwny wizycie w przehajpowanej młotkowni, ale poszedłem dotrzymać ziomom towarzystwa w absurdalnej kolejce i pospędzać razem parę ostatnich chwil.
Byłem chyba jedyny w tłumie ubrany na kolorowo, do tego w new-erce na głowie. Selekcjoner chyba uznał, że mimo wszystko pasuję do tego miejsca i mnie wpuścił – zmieniając moje życie na zawsze. W tej niesamowitej przestrzeni, zanurzony w morzu setek zsynchronizowanych ludzi zrozumiałem magię mocno repetytywnej, plemiennej muzyki techno, a potężny sound system pomógł skupić uwagę i docenić subtelności dźwięków.
Czucie się jak w domu w pozornym piekle Berghain miało na mnie transformacyjny wpływ, a skręt w stronę elektroniki niespodziewanie odblokował mnie także DJ’sko. Kolekcjonując winyle z najróżniejszych zakątków muzyki miałem przeświadczenie, że nie mam ucha do beatmatchingu. Okazało się, że rzucałem się na zbyt głęboką wodę, a w przypadku rytmiki 4×4 zgrywanie płyt wchodziło całkiem nieźle.
W międzyczasie zakochałem się po uszy w dziewczynie, która pokazywała mi świat muzyki house i berlińskich klubów. Zrodziło się we mnie pragnienie, by kiedyś nagrać seta i jej zaimponować.
Kolekcja house’owych sztosów rosła, a o tym, że moja selekcja rezonuje z ludźmi, przekonywały randomowe sytuacje, gdy na domówkach dziewczyny wolały bym to ja puszczał tracki z telefonu, niż obecni na imprezie DJ’e.
Potem jedna z takich dziewczyn (pozdro Bercia) poprosiła mnie, bym zagrał na jej urodzinowym nielegalu pod Mostem Millenijnym. Ten rave był game-changerem. Wchodziłem na końcu, po “prawdziwych DJ’ach”. Był słoneczny już poranek i większość ludzi wylegiwała się w słońcu, do dość kontrastującego z tymi okolicznościami agresywnego techno. Gdy zacząłem grać, jeden po drugim podnosili się z trawy tancerze, a ja czułem rosnące szczęście.
Nagranie z tego rejwa puściłem znajomemu promotorowi (pozdro Michał), który powiedział, że chce mnie u siebie na festiwalu. Z takim wiatrem w żaglach zgłosiłem się do konkursu, który dał mi debiut w miejscu, które całym sercem kochałem, w którym się klubowo osłuchiwałem i dojrzewałem – Das Lokalu.
Jak mawiali Rzymianie, the rest is history. Udany debiut zaowocował niespodziewanie wielkim hypem, za którym szły bookingi co weekend przez następne lata. Nieunikniony impostor syndrome (wtedy nie znałem tego terminu) powodował, że diggowałem przed każdym setem jak szalony, w poszukiwaniu najświeższych tracków: nie stała za mną wiedza o muzyce klubowej ani biblioteka tanecznych tracków – nadrabiałem świeżością.
3. Jakie są Twoje 3 ulubione kluby w Polsce i dlaczego?
Ciało. Mój drugi dom i miejsce pracy, więc zapomnijcie o obiektywnej ocenie, ale każdy, kto u nas był, wie, że mamy super sound, a zgrana ekipa profesjonalistów dba o experience najwyższych lotów. Bookerzy trzymają rękę na pulsie, zarówno jeśli chodzi o międzynarodowe importy, jak i zapraszanie na support mniej znanych postaci z najróżniejszych miejsc Polski. No i ten unikalny wrocławski crowd, który – choć obserwuję dynamiczne zmiany – wciąż bywa niezrównany.
Crackhouse. Ta miejscówa jest tak ziomalska, że aż trudno uwierzyć, że stoi w tak komercyjnym zagłębiu Trójmiasta. Ekipa skradła mi serce od samego początku (miałem zaszczyt grać na otwarciu) i ma je nieustannie. Dużo przestrzeni, skate park, wszędzie zajawa, zajawa, zajawa.
Drugi Dom – znowu Trójmiasto! Choć grałem w DD kilka razy, to w nowej lokalizacji byłem zaledwie raz. To, że już po jednej wizycie umieszczam to miejsce w swojej topce, mówi samo przez się. Świetny sound w doskonałej, przytulnej przestrzeni. Sama bryła budynku jest tu niezywkła jak na polskie kluby. Przestronna, sześcienna, gdzieś pomiędzy wszechobecnymi obskurnymi piwnicami a zbyt wielkimi, zimnymi halami.
4. Jakie są Twoje ulubione gatunki muzyczne do grania?
Muzyczna rozpiętość mojej selekcji jest skrajna, czasem nawet w obrębie jednego seta. Zdarzało się, że zaczynałem od 90 BPM a kończyłem na 150. Szukam swojego brzmienia w najrozmaitszych gatunkach. Lubię dużo przestrzeni – zarówno jeśli chodzi o pozostawianie wolnych pasm częstotliwości, jak i zabawę ciszą. Unikanie hałasu na rzecz gładkości brzmienia. Nastrój: spooky albo sexy. Radosna nostalgia spoko, melancholia – nie bardzo.
Ale żeby nie dawać jedynie tak rozmytej odpowiedzi dodam, że jeśli byłbym headlinerem i nie dopasowywał się do imprezy, obecnie najchętniej zagrałbym house w odcieniach detroit / jackin’ / UK.
5. Na scenie elektronicznej oprócz bycia DJ, zajmujesz się wieloma innymi rzeczami jak organizacja imprez czy festiwalu – jak udaje Ci się to wszystko pogodzić?
Unikanie używek. Kiedyś mój ukochany festiwal był “drugim sylwestrem”, usprawiedliwiającym największy odpał. Teraz jest to czas najbardziej wytężonej pracy, wymagający pełnego skupienia. Lata temu zrozumiałem, że melanż sprawia, że kręcę się w kółko, a progres wyhamował. Czerpiąc inspiracje choćby z Jonty’ego Skruffa, Fidelity Kastrow, czy jednej z najbliższych mi osób, Ganny Glass, zacząłem kwestionować obecność w moim życiu substancji psychoaktywnych. Zdrowe życie, medytacja, sport – dają mi energię do rozwoju na wielu polach, a ja wciąż odkrywam kolejne stany, jakie można osiągnąć bez żadnego zewnętrznego wspomagania.
6. Jakie rady miałbyś dla początkujących DJ-ów, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z muzyką?
Bądźcie sobą nie zważając na trendy. To klisza, ale wiara we własny gust jest bardzo ważna, by móc wyrażać muzyką swoją osobowość – a autentyczność jest kluczowa.
Druga porada wiąże się z odpowiedzią na poprzednie pytanie. Nie traćcie swojego potencjału na pierdoły.
7. Jakie masz rutyny przed występami?
Jeśli gram w trudnych godzinach, ważna jest drzemka w ciągu dnia. Dzięki temu nie muszę ładować się nadmiernie kofeiną, narażając na spadek energii w trakcie seta / nad ranem. Czasem pomagam sobie z zaśnięciem melatoniną, ale zwykle medytacja na leżąco wystarcza. Lubię też ułożyć sobie początek seta dla dodatkowej pewności siebie gdy nabieram rozpędu. Staram się też przed wyjściem rozgrzać ucho grając choć chwilę na domowym setupie.
8. Których polskich DJ-ów/producentów poleciłabyś naszym czytelnikom do śledzenia i dlaczego?
Producenci: Misław i RETHE (techno) oraz Schrill i K POD (house). Dlaczego? Bo produkują doskonałe rzeczy na światowym poziomie. I hug speakers to z kolei wrocławski newcomer o ogromnym entuzjaźmie i ciekawych, nietypowych pomysłach na tracki – zachęcam do śledzenia jego poczynań.
Jeśli chodzi o DJ’ów, to warszawski skład Densiflora.
Dwóch oczarowujących selekcją pasjonatów, MaL i Axis Operandi, do których dołączył niedawno wielki talent i wyczulona na sztukę istota – Ganna Glass. Jestem wielkim kibicem tej drużyny.
BLISS KISS to inny DJ’ski team, dla którego mam specjalne miejsce w sercu i radzę mieć na uwadze. Dwie dziewczyny, Julia Rover i Celia Crush, stanowią mieszankę wyśmienitą selekcyjnie i podpalającą energetycznie.
9. Podaj pięć numerów, które zawsze masz w swoim „kejsie”
Podałem inne numery, niż te wymienione kiedyś w odpowiedzi na to samo pytanie w wywiadzie dla MUNO (choć do tamtych wciąż regularnie wracam i zapraszam do sprawdzenia tamtego tekstu)
Eddie Fowlkles – AHYEE (Extended Mix)
Eddie Fowlkles to jeden z tych klasyków, którzy idealnie odwzorowują sound, jakiego obecnie szukam. Ma wszystko co kocham, dużo przestrzeni, niskie tonacje, sexy bassline, “mówione” wokale, oniryczny vibe, subtelne hi-haty.
Choć mija wiele lat odkąd go wydigowałem, wciąż się nie nudzi, a pazur, z jakim wjeżdża, nie przestaje się przydawać do nagłego podkręcenia atmosfery. Ma psychodeliczny, spooky klimat, który uwielbiam.
Suicide Sports Club – Last Ghost in Town (Redanka Mix)
To dla mnie wyjątkowy track. Gdzieś na początku lat ’00 zapamiętałem go, jako pierwsze techno, które mi się podoba. Byłem zaskoczony, że track ma 9 minut, a nie skróciłbym go ani trochę. Potem, gdy zacząłem grać, uważałem go za zbyt cheesy – “wieśniacki” track będący odzwierciedleniem mojego “niedojrzałego gustu”. Coś wręcz wstydliwego, czego nigdy nie zagram. Pięć lat temu ten sam track stał się bohaterem kolejnego zwrotu w moim muzycznym dojrzewaniu. Zagralem go wówczas w Ciele, co było swoistym wyzwoleniem się z obaw o oceny innych i zaakceptowaniem własnego gustu, z całym uwielbieniem do smacznego kiczu.
Moby – Porcelain (Bambounou Remix)
Przepiękna interpretacja tracka jednego z herosów mojego dzieciństwa, autorstwa jednego z herosów życia dorosłego. Kocham zarówno szalenie różnorodną muzę Bambounou, jak i jego osobistą energię, z którą miałem nawet okazję się zetknąć za deckami – tym przyjemniej kończyłem nieraz sety tym sentymentalnym trackiem, który oprócz wzruszania potrafi też gnieść płuca basem (zwłaszcza na porządnym sound systemie, jakie mamy w Ciałku).
Neverdogs – Pollock (Wheats Remix)
Pollock to jeden z wielu wałków Wheatsa, irlandzkiego świra, z którego skradającym basslinem nie lubię się na długo rozstawać.
Grana w najróżniejszym tempie, Elise Massoni zawsze jest przy mnie odkąd ją odkryłem. Dużo przestrzeni, klimat zarówno spooky, jak i sexy, ciężki bas. Me gusta.
10. Jakie nietypowe sytuacje spotkały Cię podczas Twojego występu?
Najwyraźniej pijany jegomość wbił mi się za DJ’kę powołując się na znajomość z kimś z obsługi, a potem przewrócił się na wiatrak, powodując zwarcie całej instalacji elektrycznej, na dłuższą chwilę gasząc czołowy warszawski klub.
Za nietypowe można też na pewno uznać łóżko pełne uprawiających seks ludzi podczas noworocznej imprezy w jednym z lubieżnych warszawskich przybytków.
Mam też wzruszającą historię dotyczącą requestów. Na przestrzeni lat odrzucałem sporo takich za 10 zł, jak i takie za stówę – ale zdarzył się jeden request, na który przystałem.
Był to jeden z bardziej umęczonych poranków w Transformatorze, gdzie wówczas rezydowałem i mało szanowałem swoje zdrowie. Prośba o track przyszła od chłopaka na parkiecie, którego widziałem tańczącego od niezliczonych godzin. Oto, wraz ze mną i garstką niedobitków, docierał do mety tego szalonego lotu – jak mogłem nie wysłuchać jego prośby? Zwłaszcza, że nazwisko, które wtedy pokazał mi na telefonie, było mi dobrze znane – choć samego numeru wtedy nie kojarzyłem a więc siłą rzeczy również nie miałem. Postanowiłem nie przerywając seta wyciągnąć laptop, kupić track i wgrać go na penka. “Elvis has left the building” Dubyshkina wjechał przepięknie i jest ze mną od wtedy, nasiąknięty wspomnieniami.
11. Gdzie w najbliższym czasie będzie można Cię posłuchać?
W najbliższy weekend odhaczam ostatni klub z mojej berlińskiej bucket-listy, odwiedzając na zaproszenie Rebellion der Träumer kultowy KaterBlau. Choć Berlin nie jest już tym samym Berlinem, w którym zakochiwałem się 10 lat temu, jest to wciąż niesamowite miasto i jedyne takie zagłębie wczutych tancerzy.
Tydzień później w klawym hidden barze House Tęczowa promujemy kolejny alpejski Snowee Music Trip, a na początku listopada w Ciele świętujemy urodziny ukochanej bazy.
Facebook: https://www.facebook.com/keczup71
SoundCloud: https://on.soundcloud.com/AcBBnkTad5MY22bb6
Resident Advisor: https://ra.co/dj/keczup