DJ BLIK to międzygalaktyczny producent i DJ, który przemierzając bezkresną przestrzeń kosmosu poszukuje nowego brzmienia, trafia na Ziemię. DJ Blik szybko odkrywa, że to ziemiańskie rejwy i muzyka klubowa końca XX wieku dostarczają nieznanej mu wcześniej energii. Wyrusza więc na poszukiwanie kolejnych tanecznych kawałków i inspiracji, a jego trasę wyznaczają kultowe warszawskie kluby: 1500m2, Miłość, Niebo. Z muzycznej podróży Blika wyłania się nagle TOPIAtribute album dla stołecznej kultury klubowej i kultowych dla muzyki elektronicznej miejsc w Warszawie.

Sam DJ BLIK to fikcyjny DJ, który – serwując energetyczną muzykę osadzoną w duchu rejwów późnych lat 90. – odpala lot w przeszłość, do najlepszych imprez końca ubiegłego wieku. RADIOMEISTER rozmawia z DJ Blikiem odkrywając kolejne fragmenty jego mikstury łączącej Old-Skool z Nu-Skoolem. Tak niezwykłego wywiadu jeszcze nie było!

Artur Wojtczak: To mój pierwszy wywiad z przybyszem z kosmosu. Kim jesteś, DJ-u BLIKu?

DJ BLIK:

Hmm, no chyba jestem największym w kosmosie fanem ziemiańskich rejwów. Nie to, że jakoś szczególnie jaram się ludzkością, ale z muzą to wam się udało!

Pojawiłeś się w muzycznej przestrzeni dość nieoczekiwanie i serwujesz nam koktajl z brzmień lat 90. – wspominamy happy-house, rave czy trance. Czy to dziesięciolecie było wg ciebie najlepszą dekadą w historii muzyki klubowej?

O tej muzyce opowiadał mi Crazy Frog – kiedyś był u nas gwiazdą podziemia, ale przyleciał do was, nagrał hitowy numer i się odciął.  Crazy Frog zdołał przywieźć tu  sporo winyli Made in Germany. Oprócz masy singli Scootera i Safri Duo ogarnął takie perełki jak „For An Angel” od Paula Van Dyka czy „Deep” od Marushy. Crazy wolał radosny eurodance w stylu La Bouche, więc na luzie wydębiłem od niego najlepsze płyty. Była tam na przykład kompilacja hymnów z „Love Parade” – tak poznałem Dr. Motte, Westbama, Members of Mayday, ale kiedy usłyszałem partie piana w „Feel Real Good” od Manix, narodziłem się na nowo. No i od tamtej pory tułałem się po galaktyce w poszukiwaniu ukochanych dźwięków, bo oczywiście Crazy zapomniał drogę, poza tym typ strasznie sepleni i kompletnie nie da się skumać, co gada. Wytropiłem sygnały ziemskich stacji Atomic TV, VIVY ZWEI, Radiostacji, Radia Kampus, Radia Kapitał, Radia 357 i od tego czasu jestem totalnie wkręcony – tańczę, słucham, sam robię, to po prostu daje kopa jak nic innego. Przez to zresztą się tu znalazłem – leciałem sobie przez kosmos, zastanawiając się, kiedy w końcu natknę się na jakąś imprezkę, aż nagle ziemski kawałek zakłócił sygnał w moim odbiorniku, zajarałem się, straciłem kontrolę i rozbiłem się na ziemi.

Czy w czasach, gdy bardziej popularne są mocniejsze brzmienia, ty chciałeś przypomnieć o czasach, gdy muzyka była bardziej euforyczna i lekka?

 W latach 90-tych też było techno, ale całe to wasze melodic? No sorry, CJ Bolland to to nie jest. Nie zrozum mnie źle, fajne macie tu imprezki, ale dla mnie jak techno, to Detroit albo minimal. Dobrym trance’em też nie pogardzę. Ale faktycznie najbardziej kocam te wszystkie euforyczne, kryształowe nutki. Jak mnie to niesie… jak tego słucham, to mam wrażenie, że nigdy nie przekwitnę. Jeszcze ten cały syf, który się dzieje wokół… i nie mówię tylko o ziemi, gdybyś wiedział jak u nas musimy się narobić, żeby mieć stały dostęp do czystej wody i słońca… Generalnie to nigdzie nie jest za wesoło. A ja chcę, stary, euforii! Cieszyć się chcę! Dlatego właśnie produkuję takie traki.

Zapowiadasz na jesień płytę o tytule „Topia” – czy to nawiązanie do warszawskiej Utopii

Z Utopii się „u” utopiło (śmiech). A tak serio, to chodziło mi o warszawskie kluby, te o których tyle zawsze słyszałem, i które zawsze dla mnie, z perspektywy kosmosu, były jakimś dalekim i nieosiągalnym rajem. Chodziło mi o miejsca, przez które to cały ból codziennego życia  nagle znika. Wiesz, kiedyś to to robiła Utopia, dziś na jej miejscu robi to Jasna 1. Nieważne, czy klub jeszcze istnieje, czy nie. Ważne, że promieniuje. Tak, to jest to! Te miejsca promieniują i to daleko poza waszą galaktykę. I nigdy nie przestaną. A to, czy świat Topii będzie miał z przodu u- czy dys-… to już zależy, różnie bywa. Ostatnio jakieś dresy chciały mnie bić za to, że jestem truskawką. Na szczęście zaczęli rozkminiać, „czy jak nie mam płci, to jestem trans czy homo” i miałem czas, żeby im spierdolić.

Tytuły utworów odnoszą się do kultowych warszawskich klubów i miejscówek: 1500m2, Miłości czy Barki. Czy chadzałeś do tych klubów, DJ BLIKu?

Niestety właśnie nie, bo jestem u was pierwszy raz. Ale zawsze moim marzeniem było, żeby całe noce imprezować w tych miejscach. Pisał mi o nich Jeż Jerzy – mój serdeczny kumpel i wytrawny imprezowicz. Poznaliśmy się na IRC’u pod koniec waszego tysiąclecia i od tamtej pory korespondujemy. Jeż jest super ziomeczkiem, ale czasem ponosił go melanż i nie odpisywał tygodniami. W tym czasie snułem wizje o tych miejscówkach, o ich soundsystemach, wyobrażałem sobie ludzi, którzy tam chodzą – stąd w ogóle pomysł, żeby nagrać tę płytę. Teraz, jak tu jestem, większość z tych miejscówek już nie istnieje, a Jerzy poznał starszą babkę, siedzi gdzieś na Karaibach i nie ma z nim kontaktu.

W jednym z utworów – „Powiekszenie” towarzyszy Ci raper – Szczyl. Czy możemy oczekiwać więcej produkcji tego typu?

Jak się tu rozwaliłem, to Szczyl był pierwszą osobą, z którą się skumałem, więc zakładałem, że każdy tu będzie taki. Tak sobie wyobrażałem ziemian. Tymczasem okazało się, że dużo tu spiętych, nabuzowanych zawodników. Chill out, guys! Mniej pestycydów, więcej miłości… No, ale wracając do Szczyla, to dobra mordka. Nie ma problemu z tym, że jestem truskawką z kosmosu. Lubi tę samą muzę, coś sobie razem kminimy na Fast Trackerze, Jaegerka sobie wypijemy. Nasz wspólny numer, „Powiększenie”, wyjdzie na początku lipca. Gitarki dograł nam Wuja HZG – kolejny as, który wie o co w tym wszystkim biega. A, no i mega się jaram, bo nie będzie to ostatni taki numer. Poznałem też przyjaciela Szczyla, który jest zajebistym muzykiem, ale o tym to sobie kiedy indziej pogadamy.

Czy DJ-wi z kosmosu łatwo jest obejść door policy i wejść do klubu?

Jak ma się taką ładną buźkę jak ja, to cię wszędzie wpuszczą (śmiech). Te kiksy to każde drzwi otwierają. No, przynajmniej do tych fajnych miejscówek. Bo to, co chcieli mnie prać, to jak zjarany szwędałem się po mieście i trafiłem do Explosion. Crazy Frog opowiadał mi o tym klubie, coś mi zaświtało, więc wszedłem. Ale później sobie przypomniałem, że jemu tam buty zajumali, jak był ziemskim celebrytą. Prosto z płetw mu ściągnęli i od tej pory bosy zawsze człapał. Twierdził, że w sumie po co mu buty, udawał wyluzowanego. Ale koleś w kasku cały czas chodzi, bo się boi, że ktoś mu mózg wypierze zdalnie… to jaki on wyluzowany – spięty jak szczepka.

Czy Dja BLIKa zobaczymy z setami w klubach czy planujesz tylko wirtualne występy?

Granie w klubach, bez dwóch zdań! To o nich jest moja muza, granie wirtualne to jedynie przedsmak. Tylko muszę ogarnąć trochę, bo póki co dużo imprezuję, a pewnie będę więcej, bo sezon truskawkowy w pełni. Ale płytka się robi, jestem już po słowie z Grohem z U Know Me Records, że jak w końcu Topia wyjdzie, to MUSI BYĆ WOSK! Także wypatrujcie truskawy na mieście.